Droga do europejskiego raju wiedzie przez libijskie piekło

Droga do europejskiego raju wiedzie przez libijskie piekło

Byłeś Libii jakiś czas temu. Czemu tam się wybrałeś? Przecież to kraj pogrążony w chaosie wojny...

Libia nie jest oczywiście celem, nikt tam się nie udaje docelowo, ale przez Libię biegnie jeden ze szlaków migracyjnych do Europy. Wiemy, że jest to kraj w chaosie i anarchii, co skutkuje tym, że możesz naprawdę znaleźć się w piekle... Ale byłem gotowy tak samo jak wielu innych mieszkańców Afryki spróbować przez to libijskie piekło przedostać się do europejskiego raju...

Jak się dostałeś do Libii?

Z Wybrzeża Kości Słoniowej można normalnie dojechać do stolicy Nigru, Niame. Stamtąd jedziesz do miasta Zende i następnie do Agadez, to ostatnie miasto na pustyni przed granicą z Libią. Stamtąd na różne sposoby szukasz sposobu, żeby ktoś cię podwiózł jak najbliżej granicy biegnącej przez pustynię, ale samą granicę musisz pokonać pieszo.

Pieszo? Przez pustynię? Samemu?

Tak, pieszo. Jakieś 21 kilometrów trzeba przejść. Niby nie jest to dużo, ale musisz się ukrywać, przedzierać się nocą. Czasem zostajesz długo w jednym miejscu, bo słyszyszy czy widzisz ludzi patrolujących ten teren. Nie idziesz sam, ten odcinek drogi pokonuje dużo ludzi, widzisz innych, którzy idą przez pustynię. Tutaj są już wszyscy, młodsi i starsi, mężczyźni i kobiety pochodzący z Burkina-Faso, Mali, Gwinei, Senegalu, którzy chcą dotrzeć do Europy. Jest też oczywiście policja, która kontroluje pustynię, dlatego idziesz głównie nocą. Solidarności między ludźmi nie doświadczysz, każdy wie, że musi zatroszczyć się o siebie. Jak jesteś chory, kto się Tobą zajmie? Jesteś tylko ty, Bóg i pustynia! Podczas drogi znajdujesz ciała osób, które umarły po drodze. Idziesz przez pustynię, jak ktoś jest wycieńczony z pragnienia, upada, a wszyscy inni idą dalej. Nikt nie może podzielić się wodą, bo przecież nie ma pewności, czy jemu wystarczy.

Nie możecie się lepiej przygotować do drogi?

Ale jak? Skąd? Przecież wszystko musisz nieść sam, więc nie możesz mieć dużo bagażu. Po przyjeździe do Niame kupujesz 20 litrowy bidon na wodę, który napełniasz, ale on już jest pusty po przyjeździe do Agadez. Skąd wziąć wodę na pustyni? Ja podczas drogi, przysięgam przed Bogiem, piłem własny mocz…

Ludzie wyruszają w drogę przez pustynię w jakich miesiącach?

Cały rok, bez przerwy. Teraz, jak rozmawiamy, ktoś na pewno tamtędy idzie. Bez względu na to, co dzieje się w Libii, nawet w tym czasie, jak toczy tam się wojna, ludzie próbują przejść.

Co się dzieje z ludźmi, którzy przeszli przez pustynię i dotarli do ludzkich osad w Libii?

Przy granicy są rebelianci związani z Bengazi, na tych ludzi trzeba bardzo uważać. Jak cię złapią, najpierw cię biją, a potem zamykają w jakimś pomieszczeniu. Zmuszają cię, żebyś zadzwonił do rodziców. Mówisz, że cię złapali i wypuszczą za 500, 600 czy 1000 euro. Jeśli Twoi rodzice nie są w stanie przekazać ci tych pieniędzy, wtedy sprzedają cię jak niewolnika ludziom, którzy mieszkają w okolicy. Oni płacą za ciebie bardzo małe pieniądze, a u nich ty pracujesz w polu: bez zapłaty, bez odpoczynku. Ludzie najczęściej nie wytrzymują dłużej niż 6 miesięcy, potem umierają. Jak podczas przeprawy cię złapią i komuś sprzedadzą, wyjść z takiej sytuacji jest bardzo, bardzo ciężko. Mnie nie złapali. Byłem umówiony na granicy z człowiekiem z Wybrzeża Kości Słoniowej, który zna tamtejszą sytuację. Nie podchodziłem sam do wioski, czekałem na niego na pustyni…

To miałeś dużo szczęścia…

Tak, znam wielu ludzi, którzy zostali w Libii złapani i potem sprzedani. Człowiek, który cię kupi, robi z tobą co zechce. Albo zmusza cię do niewolniczej pracy na polu, albo zamyka cię w domu, gdzie przyprowadza ludzi, którzy dają mu jakieś pieniądze w zamian za seks z tobą. I w tym drugim przypadku nie ma znaczenia, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Bardzo często zdarza się, że Libijczycy torturują ludzi, których kupili. Jedzenia prawie nie dają… Czasem Libijczycy pobierają od takich ludzi organy i sprzedają na czarnym rynku Europejczykom czy Amerykanom… Nie jesteśmy traktowani jak ludzie. Ginie bardzo wielu…

Jak jest możliwe po przejściu pustyni uniknąć takiego losu?

Po stronie libijskiej są także ludzie, którzy mogą zorganizować podróż pomiędzy strefami wpływu rebeliantów i przerzucić cię do Trypolisu. Tylko pustynię musisz pokonać sam. Ja miałem kontakt do takiego człowieka. Spotkałem go po przejściu granicy i on zaprowadził mnie do miasta. Trochę u niego mieszkałem, potem jak było nas już więcej, przewiózł nas do Trypolisu.

Ile kosztuje taka podróż?

10 000 dinarów libijskich czyli jakieś 620 euro. Wszyscy ludzie, którzy wyruszają w podróż muszą mieć ze sobą bardzo dużo gotówki, bo za każdy odcinek drogi musisz sporo zapłacić przemytnikom. Wyobrażasz sobie? Jesteś sam na pustyni, nie masz wody, nie masz żadnych praw, w oczach wielu nie jesteś człowiekiem, a w kieszeniach masz 2 lub 3 tysiące Euro… Wiesz, ilu ludzi będzie próbowało cię okraść? A jak dasz się złapać rebeliantom, to ci najpierw zabiorą wszystko, a potem jeszcze każą cię wykupywać…

Należysz więc do tych „szczęśliwców”, którym udało się przedostać do Trypolisu…

Tak, byłem tam w 2017 roku. W mieście wojny nie widać, jest spokojnie. Oczywiście na ulicy jest dużo wojska nie tylko libijskiego. Widziałem wielu Syryjczyków, Libańczyków i ludzi z Czadu, którzy nosili broń. Z jednym Syryjczykiem się zaprzyjaźniłem, mówił trochę po francusku. Spotykaliśmy się, żeby zapalić haszysz…  Jeśli zaś chodzi o czarnoskórych, to żyjemy w zamkniętych gettach, z których wychodzimy tylko do pracy. Normalnie w ciągu dnia poza getto musisz się ukrywać. To nie jest życie.

Z Trypolisu miałeś nadzieję przedostać się do Europy?

Tak, trzy razy próbowałem. Trzy razy zapłaciłem za miejsce w łódce wydając w sumie 6000 dinarów libijskich, czyli około 3500 euro, ale nie udało się. Dotrzeć do łódki na wybrzeżu jest bardzo trudno. Przewodnik zbiera ludzi i ukrywa w jakimś domu. Czeka na okazję i w pewnym momencie wyprowadza nas w nocy na plażę, żeby wsadzić do łódzki. Na brzegu są nieustanne kontrole. Jak Libijczycy zobaczą grupę czarnych, to jak masz szczęście, zabiorą pieniądze i puszczą, ale często najpierw strzelają i dopiero potem przeszukują trupy. Przy pierwszej próbie przeprawy udało mi się dotrzeć do łodzi, ale było nas ponad 200 osób. Ludzie bili się o miejsce. Zapłaciłem, ale i tak nie było dla mnie miejsca. Te przeprawy to nie są normalne podróże… Nawet jak już się uda wsiąść do łódki, to jeszcze trzeba przepłynąć przez morze. Libijczycy często każą, żeby łódką kierował ktoś z migrantów. Nie masz busoli, nie masz doświadczenia i wypływasz z ludźmi na otwarte morze w jakiejś starej motorówce. Czasem zamiast obiecanej łodzi widzisz na plaży ponton... Często w ostatniej chwili okazuje się, że łódź jest stara czy dziurawa albo za mała dla tych wszystkich ludzi, od których wzięli pieniądze obiecując przeprawę. Wielu zapłaciło za podróż, ale do łodzi nie wsiadło. Czasem to im uratowało życie, bo bardzo wielu ludzi i tak ginie później na morzu… Z łodzi, które wypływają z Libii w stronę Europy, myślę, że jedna trzecia tonie… Taka podróż jest bardzo trudna, ludzie wiedzą, że ryzykują wszystko. Ja próbowałem trzy razy… Mam wyuczony zawód, jestem stolarzem, więc w Trypolisie pracowałem i zarabiałem pieniądze. Ale po trzeciej nieudanej próbie przeprawy przez morze i kolejnej utracie wszystkich odłożonych na to pieniędzy, postanowiłem opuścić Libię i przedostać się do Tunezji.

Wydaje się, że podróż z Trypolisu do Tunisu jest prostsza…

Nie zupełnie. Znowu musisz pokonać pustynię i uniknąć zatrzymania… Na granicy Libii z Tunezją dzieje się to samo, co na granicy z Nigrem: polują na migrantów. Dlatego zawsze musi być jakiś przewodnik, któremu musisz zapłacić, żeby cię poprowadził. Z Trypolisu docierasz do Zuwara . To jest ostatnia miejscowość w Libii, potem przez pustynię docierasz do Ben Gardan lub Medenin w Tunezji. Na całą podróż musisz mieć przynajmniej 1500 euro. Mi ta droga zajęła 3 noce.

I co dalej zamierzasz robić?

Marzy mi się oczywiście dotrzeć do Europy. Ani w moim kraju, ani w żadnym miejscu, w którym byłem po drodze nie można normalnie ułożyć sobie życia. Jeśli tylko znałbym sposób, żeby przybyć do Europy legalnie, na pewno bym to zrobił... Ale nie ma... Pozostaje przeprawa przez morze w takich wlaśnie warunkach...

___________________________

Z migrantem z Wybrzeża Kości Słoniowej rozmawiał ks. Przemysław Szewczyk 

Files to download